DPS

Dom pomocy społecznej, to smutne miejsce, gdzie zebrani są ludzie w różnym wieku, w różnym stanie, kalecy fizycznie lub psychicznie, mieszkający razem, zwykle nie z własnego wyboru. To miejsce przepełnione cierpieniem, żalem, goryczą, złością, poczuciem olbrzymiej niesprawiedliwości. Obraz ludzkiej niedoli, ktoś mógłby rzec „przypadki beznadziejne”, ale dla Boga nie ma ludzi beznadziejnych.

Każdy człowiek to wartościowe Boże dziecko.

Bóg posłał nas z misją, abyśmy pośród tych cierpiących ludzi głosili Jego Słowo i choć w części towarzyszyli im w ich niedoli. Nasi podopieczni to Jacek – młodzieńczy wygłup pozbawił go nóg; Darek – niefortunny skok do wody sprawił, że właściwie nie rozstaje się z łóżkiem; Gienek – ofiara wypadku samochodowego i rozległego nowotworu; Helena, Lidia, Gertruda, Bronia, Ania i wiele innych osób poszkodowanych przez los. Czekają na nas, wyglądają naszych odwiedzin, chcą rozmawiać, słuchać. Czujemy, że w jakimś sensie jesteśmy im bliscy.

Smutne w ich opowieściach jest to, że zostali osieroceni przez rodziny, pozostawieni samym sobie. Dlatego też podczas naszych wizyt, staramy się im tłumaczyć, że nie są sami, że przy nich zawsze jest Bóg, który ich bardzo kocha i wystarczy jedynie zwrócić się do Niego. Niestety nie zawsze spotykamy się ze zrozumieniem. Wiele razy pojawiały się pytania takie jak: „Dlaczego nie mogę chodzić? Gdzie w tym wszystkim jest Bóg?!” Na ile możemy odpowiadamy na ich pytania, tłumaczymy im, a przede wszystkim modlimy się. Cieszymy się z każdego, nawet najmniejszego promyka nadziei, że któraś z zabłąkanych dusz się nawróci. Czasami ktoś poprosi, żeby się z nim pomodlić - to jak krok milowy w naszej służbie.

Niekiedy Bóg pozwala nam już teraz ujrzeć owoce tej służby. Irena, przyjęła Jezusa do serca przed śmiercią. Marysia natomiast odchodziła do Pana, w spokoju.

Dziękujemy Bogu, że postawił na naszej drodze
tych wszystkich ludzi.
Jedynie w Panu wiara, nadzieja i miłość.